Znacie piosenkę Alicji
Majewskiej „Być kobietą”? Ten stary przebój przyszedł mi
ostatnio na myśl. W zasadzie dzięki niemu spojrzałam na siebie
inaczej... I dzięki niemu (ale zaznaczam, że nie tylko dzięki tej
piosence) spojrzałam na siebie bardziej krytycznym okiem...
zaniedbana, wiecznie zabiegana pomiędzy dziećmi, szkołami, domem i
pracą, przyklapnięta, byle jaka osobniczka płci niewieściej... Z
byle jakim włosem. Zwykła kobieta, która byle co na siebie wrzuci
i nie dba o to, jak wygląda...
Znacie ten stan? Ja aż
za bardzo. Chyba od lat taka byłam... zaniedbana przez męża, więc
sama o siebie przestałam dbać. Jakiś czas temu stwierdziłam, że
czas z tym skończyć. Czterdzieści lat na karku i obecny brak
partnera, nie zwalnia mnie z obowiązku zadbania o siebie, a moje
dzieci będą szczęśliwsze, kiedy mama poczuje się lepiej we
własnej, prawie nowej, skórze.
Jak postanowiłam, tak
zrobiłam. Bravo ja! Oto nowa bardzo kobieca JoKo... nawet młodsza
niż wtedy, kiedy miała szesnaście lat. Dowód? Przypadkowe
spotkanie z rodzicami pierwszego chłopaka (licealna miłość... ehh
cóż za piękne czasy), którzy mnie w ogóle nie poznali i
stwierdzili, że się zmieniłam i wyglądam młodziej niż
dwadzieścia parę lat temu. Powtórzę znów... Bravo ja!
A wiecie co mi dodało
jeszcze więcej pewności siebie? Otóż po tych zmianach (i nie
tylko dzięki nim) przez chwilę poczułam się szczęśliwa.
Polubiłam nową siebie. Czuję się piękna i, do cholery(!), nie ma
znaczenia, że nikt mi bliski tego nie docenia... Sama to doceniam! I
mam nadzieję, że już nigdy nie zapomnę o tym, że jestem nie
tylko mamą, ale i kobietą. A co mi w tym pomoże? Na pewno zajęcia
taneczne w Akademii Tańca Danceby w Bydgoszczy. Jakiś czas temu
zdecydowałam się pójść na pierwsze zajęcia High Hill Class i
tam już zostałam. Regularnie co tydzień od miesiąca na nie
uczęszczam (i nie zrezygnuję z tego), bo nawet czterdziestolatka
może czuć się pewnie w swoim ciele... na tyle pewnie, żeby
poruszać się zmysłowo i fantastycznie zatańczyć (choćby przed
lustrem dla siebie samej).
Dziewczyny, zapamiętajcie
sobie, że kiedy czujecie się szczęśliwe, jesteście zdrowsze,
szczuplejsze, bo kilogramy same z was zlecą, a przynajmniej tak jest
w moim przypadku. Trochę ruchu, kilka przysiadów dziennie, trochę
kręcenia pupą przy każdej najmniejszej okazji (nawet w trakcie
gotowania, czy biegania z odkurzaczem), wydziela endorfiny, które
wpływają na nasz wygląd oraz samopoczucie. Nie polecam Wam jednak
zbytnich wariacji na drabinie w czasie mycia okien i wieszania firan.
Sama się na tym „przejechałam” i teraz obawiam się, że
kolejne czwartkowe zajęcia taneczne, będą okraszone bólem tyłka
i bioderek, gdyż drabina mnie przechytrzyła. Fakt... obwiniam o to
moją miłość, czyli Julio Iglesiasa, którego uwielbiam od dawien
dawna i zaplątał mi się pomiędzy skocznymi melodyjkami, ale i tak
go nie przestanę uwielbiać.
Oczywiście akceptacja
mężczyzny dla kobiety ma ogromne, może nawet najważniejsze,
znaczenie, ale jeśli go nie ma... cóż... można obyć się i bez
tego. Jeśli macie męża lub partnera... bądźcie szczęśliwe, a
zakocha się was od nowa. Jeśli go nie macie (jak ja) bądźcie
szczęśliwe dla siebie samych, a poczujecie się znacznie lepiej.
Moje motto od dziś: „Nie
poddawaj się! Nigdy w życiu!”
I nie poddam się.
Nienawistne spojrzenia już na mnie nie działają, słowa krytyki
już mnie nie zranią, bo czuję się świetnie w swojej własnej
skórze. Będę walczyć dalej o siebie... o szczęśliwe, spokojne
życie oraz o przyjaciela, który kopnie mnie w cztery litery, kiedy
opadną mi skrzydła lub braknie sił do tej walki. I kto wie... może
znajdzie się na świecie jakiś torreadore, który wygra dla mnie
corridę? Bravo ja! Tak trzymaj, babo! Dziewczyny i Wy też tak
trzymajcie! Bo kobiety kręcą światem, a kobiety pewne siebie
wygrywają! Więc ubierzcie się ładnie, wskoczcie w obcasy, pokręćcie bioderkami, a świat będzie należał do Was!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz