Uwielbiam sagi rodzinne. A Wy? Jednak kiedy taka saga
jest osadzona na przestrzeni wielu lat i ukazuje nam kilka pokoleń
na tle historycznych przemian, cenię ją jeszcze bardziej.
Biorąc do ręki powieść Ireny Matuszkiewicz, nie
wiedziałam czego się spodziewać, ponieważ do tej pory autorka
była mi całkiem obca. Choć wydała już kilka pozycji, nie
przeczytałam jeszcze ani jednej z jej książek. Chyba wiele
straciłam, gdyż „Zjazd rodzinny” mnie wręcz zachwycił! Jestem
nim oczarowana! Oczarowana rodziną Korzeńskich, tłem historycznym
oraz stylem autorki!
Na pierwszych stronach „Zjazdu rodzinnego” poznajemy
Ewę, zastanawiającą się nad organizacją imprezy, na której będą
mogli się spotkać wszyscy członkowie jej dużej rodziny. Córki
Ewy umacniają kobietę w tym postanowieniu i obiecują pomoc w tym
wielkim przedsięwzięciu. Z zawodu archiwistka i uwielbiająca
historię Ewa, zbiera wszelkie informacje na temat dalszej i bliższej
rodziny, i śledzi losy krewnych.
Prawdę powiedziawszy, spodziewałam się jednotomowej
opowieści o rodzinnym spotkaniu oraz o odnowieniu i ponownym
umocnieniu więzi rodzinnych. Tymczasem autorka kompletnie mnie
zaskoczyła. Okazało się, że Ewa i jej córki są tylko
współczesnym tłem, najważniejsze wydarzenia powieści mają
miejsce w przeszłości, a dokładniej prawie sto lat temu. Zupełnie
nagle, bez żadnego ostrzeżenia czytelnik zostaje przeniesiony z
roku 2014 do 1918 i poznaje Jana Korzeńskiego, nestora rodu, z
którego wywodzą się Ewa i jej córki.
Od tej chwili Irena Matuszkiewicz doskonale lawiruje
pomiędzy teraźniejszością, a przeszłością. Bardziej się
jednak skupia na tej drugiej, tworząc kronikę rodu Korzeńskich i
osadza ją na tle wydarzeń dwudziestolecia międzywojennego. Dzięki
takiemu zabiegowi, czytelnik poznaje realia ówczesnego życia. Ewa
Parelska, jej córki i czasy współczesne są tylko przerywnikiem i
to niezbyt częstym. To głównie w przeszłości toczy się akcja
„Zjazdu rodzinnego”, rozpoczynając od zakończenia pierwszej
wojny światowej, a kończąc się na wybuchu drugiej, we wrześniu
1939 roku.
Powieść Ireny Matuszkiewicz jest niezwykle
realistycznym obrazem obyczajów w Polsce międzywojennej, osadzonym
na tle prawdziwych wydarzeń historycznych. Obrazem zwykłej rodziny
kupieckiej, w której najważniejszą rolę pełni ojciec. Nie
znajdziemy tu pomiędzy przyszłymi małżonkami wielkiej miłości
od pierwszego wejrzenia, ale zaplanowany i skojarzony związek dwojga
zupełnie sobie obcych ludzi, Jana i Leontyny. Związek, który z
biegiem czasu owocuje siódemką dzieci. Potomkami Korzeńskich są
Leon, Julian, Zdzisława, zwana przez wszystkich Dzidzią, Basia,
Janeczka oraz bliźniaczki Zosia i Krysia. Wszystkie te postaci są
dokładnie i wnikliwie sportretowane przez autorkę oraz doskonale
poprowadzone.
„Wieczory u Korzeńskich
poświęcone były na czytanie. Wszyscy gromadzili się w jadalni
przy dużym stole nakrytym serwetą. Było coś magicznego w tym
stole, w ciężkiej lampie zdobionej mosiężnymi okuciami, we
wzajemnej bliskości siedzących wokół niego osób, co sprawiało,
że nawet ruchliwy Leonek zachowywał się spokojnie, zasłuchany w
głos babci lub mamy. Jan też bardzo lubił chwile pod lampą i
jeśli tylko mógł, wracał do domu krótko przed zamknięciem
sklepu, zostawiając na dole subiektów pod bacznym okiem Władka.
Zatrudniał teraz trzech pracowników, miał więc nieco wolnego
czasu dla rodziny. Przy stole siadał na swoim stałym miejscu i brał
na kolana którąś z córek. Jego ulubienicą była Dzidzia.”
(str. 123)
Na szczególną uwagę, moim
zdaniem, zasługuje język, którym posługuje się autorka. Język
stylizowany na tamtą epokę i to nie tylko w dialogach... Wydaje mi
się, że właśnie dzięki tej stylizacji powieść zyskuje na
wartości, a opisy są niezwykle plastyczne, co pozwala czytelnikowi
przenieść się w czasie i wczuć w tamtejsze klimaty.
Irena Matuszkiewicz dostojnie
snuje swoją opowieść, a niezwykła dbałość autorki o dokładność
szczegółów sprawia, że poznajemy życie Korzeńskich od tzw,
podszewki. Śledzimy ich losy, łączymy z nimi w chwilach radości i
smutku oraz w chwilach zwątpień. Jesteśmy świadkami narodzin
kolejnych dzieci Leontyny i Jana oraz towarzyszymy protoplastom rodu
w ich wychowaniu i kształtowaniu na wartościowych ludzi. Ze
wzruszeniem obserwujemy jak z biegiem lat małżonkowie się
docierają, a w końcu darzą się wzajemną miłością i oddaniem,
a dzieci dorastają. Razem z nimi przeżywamy ból po stracie
bliskich i strach przed tym, co przyniesie kolejna wojna.
Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam
takie książki i z niecierpliwością będę czekać na kolejny tom
sagi. Jeśli więc jeszcze nie czytaliście „Zjazdu rodzinnego”
Ireny Matuszkiewicz, koniecznie sięgnijcie po tę powieść i dajcie
się nią oczarować. Polecam! Polecam! I jeszcze raz polecam!
Za udostępnienie egzemplarza
recenzenckiego dziękuję portalowi sztukater.pl.
Moja
ocena: 5,5/6
Autor:
Irena Matuszkiewicz
Gatunek:
Literatura
obyczajowa
Wydawnictwo:
Prószyński i S-ka
Ilość
stron: 376
Data
wydania: 20-10-2015
Nr
ISBN: 978-83-8069-144-5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz