„Najczarniejsza
ze wszystkich komedii, zanurz się i popłyń z prądem.” Takie
słowa możemy przeczytać na tylnej okładce powieści Thomasa
Pynchona „Wada ukryta”. Na okładce znajdziemy również
informację, że powieść została zekranizowana i jest dostępna na
Bluray i DVD. Hmmm… Nie oglądałam filmu i chyba raczej dobrze, że
go jeszcze nie widziałam – nie będę się więc sugerować
wrażeniami z kina.
Szczerze
powiedziawszy, mam problem z napisaniem tej recenzji, ponieważ
powieść Pynchona nie przypadła mi do gustu. Nie chcę oszukiwać
czytelników lub potencjalnych czytelników, ale nie chcę także
skrzywdzić autora zbyt surową opinią. Postaram się jednak podejść
do sprawy jak najbardziej rzetelnie.
„Wada
ukryta” ukazuje obraz Kalifornii w tzw. złotych latach
siedemdziesiątych, w czasach „dzieci kwiatów”, czyli hipisów,
wszędzie obecnej marihuany oraz (jakby to delikatnie ująć?)
rozpasania seksualnego. Nikt jeszcze nie słyszał o czymś takim jak
HIV czy AIDS. Głównym bohaterem jest prywatny detektyw, Doc, nie
stroniący od przysłowiowej trawki i będący na wiecznym haju,
który ma wyjaśnić zagadkę tajemniczego zniknięcia pewnego
bogatego człowieka. Pełno w niej intryg, konspiracji, ludzi
znikających i umierających w niewyjaśnionych okolicznościach.
Jest również tajna organizacja, zwana „Złoty Kieł”, która
pozornie trzyma się w cieniu, a w rzeczywistości oplata swymi
mackami świat przestępczy, ma wpływy w policji oraz w jakiś
sposób oddziałuje na gospodarkę kraju.
Co
jeszcze znajdziecie w „Wadzie ukrytej”? Na pewno wiele barwnych
postaci (dla mnie może zbyt wiele, gdyż prędkość z jaką są
wprowadzane potęguje ogólny chaos fabuły), opisy pełne
specyficznego poczucia humoru oraz narkotycznych wizji.
Cóż
więcej mogę napisać? Mogę chyba tylko zacytować jeden z
fragmentów, w których widać specyficzny styl autora i jego
poczucie humoru:
"Po
powrocie do domu Doc zastał Scotta i Denisa, którzy wdrapali się
tam przez okno i przeszukiwali jego lodówkę po tym, jak nieco
wcześniej Denis zasnął u siebie z zapalonym skrętem w ustach, co
zdarzało mu się dość często, tyle że tym razem skręt zamiast
spaść mu na klatkę piersiową, oparzyć i przynajmniej w jakimś
stopniu obudzić, stoczył się gdzieś pod prześcieradło i zaczął
tlić. Po jakimś czasie Denis się obudził, wstał, podreptał do
łazienki, uznał, ze powinien wziąć prysznic, i zaczął to jakby
robić. W którymś momencie łóżko stanęło w płomieniach i
przepaliło w końcu strop w miejscu, gdzie piętro wyżej stało
wodne łóżko jego sąsiada Chica, który na szczęście akurat na
nim nie leżał. Łóżko, będąc z plastiku, roztopiło się pod
wpływem wysokiej temperatury i blisko tona wody wylała się przez
dziurę w suficie, gasząc pożar w sypialni Denisa i jednocześnie
zmieniając ją w rozlewisko. Tymczasem Denis wyszedł z łazienki i
nie potrafiąc wytłumaczyć sobie tego, co widzi, a także obecności
straży pożarnej, która właśnie przyjechała i którą wziął za
policję, uciekł alejką do plażowego domku Scotta Oofa, gdzie
starał się wytłumaczyć to, co się stało, celowym sabotażem ze
strony Boardsów, którzy nigdy nie przestali przeciwko niemu
spiskować."
Autor
zastosował w powieści wiele takich opisów, które, jak dla mnie,
wydają się zbyt chaotyczne i zbudowane ze zbyt wielu zdań
złożonych.
Jeśli
macie chęć sięgnąć po książkę, w której wszyscy ćpają, w
której pełno jest podejrzanych typów… powieść, w której
jednego dnia ktoś zostaje zamordowany, a innego dnia okazuje się,
że ta śmierć była fikcją, koniecznie sięgnijcie po „Wadę
ukrytą”.
Prawdopodobnie
znajdzie się kilku miłośników takiej lektury. Jednak ja do nich
nie należę – świadczy o tym już sam fakt, iż strasznie się
przy niej męczyłam i kilka razy musiałam przerywać czytanie. Im
dalej zagłębiałam się w tę powieść, tym większe odnosiłam
wrażenie, iż autor pisał ją, będąc również na haju. Możliwe,
że jestem jedyną osobą, odnoszącą takie wrażenie, ale nie
potrafiłabym Was okłamywać i pisać w superlatywach o czymś, co
mi się nie podobało. Krótko mówiąc „Wada ukryta” mnie nie
porwała i nie sprawiła, że zapomniałam o przysłowiowym Bożym
świecie – jak dla mnie jest to zbyt ciężkostrawna lektura. Gdyby
nie fakt, iż trzymany przeze mnie egzemplarz jest egzemplarzem
recenzenckim, najprawdopodobniej nie skończyłabym czytania i
przerwałabym lekturę już po pierwszych stu, może dwustu stronach.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi
Moja
ocena: 3/6
Autor:
Thomas Pynchon
Gatunek:
Powieść obyczajowa
Wydawnictwo:
Albatros
Ilość
stron: 424
Data
wydania: 2015
Nr
ISBN: 978-83-7885-558-3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz